Ekstremalna Droga Krzyżowa górala i marynarza.
Moja EDK po piasku rozpoczęła się w tym roku 100 km od Krakowa. Była ona też powrotem do Helu po 30 latach.
Przed 30 laty płynąc za sterem okrętu, obserwowałem wiele razy linię brzegową, światełka miejscowości od Jastrzębiej do Helu. Na tamten czas nie uwierzyłbym, że po 30 latach przejdę ten odcinek lądem i to pokutnie, w milczeniu.
Kilka miesięcy temu wykupiłem bilety na samolot Kraków - Gdańsk, wyszło to wiele taniej niż jazda autem i do tego szybciej. Wyjeżdżając z domu, zaskoczył mnie piątkowy korek, już straciłem sporo czasu.
Na obwodnicy Krakowa, w kierunku Balic problem się powtórzył ze zdwojoną mocą. Zbliżała się godzina zamknięcia bramek. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że szanse wylotu do Gdańska spadają do zera. Zamknięcie bramek godz. 15:55. W Gdańsku czekał na mnie przyjaciel, który z południa Polski dotarł tam wcześniej, łącząc sprawy biznesowe z piątkową EDK.
Nie zdradzałem się z moją sytuacją do końca przyjacielowi, odpowiadając na jego telefon.
Wybiła 16:00, kiedy dojechałem do parkingu lotniskowego. Powiedziałem obsłudze, że pewnie wrócę za kilka minut.
Biegłem do holu lotniskowego, ile się dało. Kontrolerzy wpuścili mnie, mimo wszystko zegar wskazywał 16:10. Dobiegałem do stanowiska nr 18, czarna wizja się potwierdzała, pusto. Zziajany stanąłem kilka metrów przed. Siedzący w pobliżu mężczyzna z uśmiechem i miną obserwatora odezwał się... Proszę pana, pół godziny spóźniony.
Niesamowita radość. Przez cały ten czas w korku modliłem się na Różańcu. Nie prosiłem o cud, stałem w korku i po prostu się modliłem, chciałem dojechać na EDK. Nie chciałem zawieść zaufania przyjaciela.
Dzięki spóźnieniu mogłem zalać termos w strefie odlotów gorącą herbatą. Łyk gorącej herbaty był bezcenny przez całą noc.
W samolocie trafiłem na fajnego, młodego faceta. Już w Gdańsku okazało się, że taxi może podjechać za 17 minut. Na szczęście kompan z samolotu miał transport "od ręki" i to jeszcze do Jelitkowa, gdzie miałem zostawić bagaż w hotelu.
Nie zdążyłem już nic kupić do zjedzenia. Do Jastrzębiej Góry dotarłem podczas Mszy św. w chwili przejścia celebransów od stołu Słowa do Stołu Pańskiego.
Zauważyłem mojego przyjaciela w ławce. Przepiękna liturgia, oprawa muzyczna. Prawie 100% ludzi przyjmujących Eucharystię. Poświęcenie krzyży przed drogą. Przyjaciel miał dla mnie 2 banany i czekoladę. Od razu poszły w ruch. Była 21:00, ostatnio jadłem obiad o 13:00.
Wykombinowałem, że będziemy szli po "betonie" czyli ubitym piasku, między falą a grząskim piaskiem.
Okazało się, że co chwilę cofająca się fala robiła z piaskiem błotko coś na kształt krochmalu. W najmniej oczekiwanym momencie dostawało się jakby podwójną falą i trzeba się było mocno poderwać, aby uniknąć całkowitego zalania butów. Zakupione specjalnie na EDK składane, ultralekkie kije na piasku rozkładają się. Czołówka ześlizguje się, jest ciężka...
Bardzo to osłabiało. Mimo tych mankamentów, co najmniej do północy, w uszach i sercu grała mi pieśń Eucharystyczna jeszcze z kościoła. Przy kościele w Cetniewie kawa i kilka cukierków uratowało mnie. W Kuźnicach okazało się po wyjściu z kościoła, że przyjaciel ma wodę w butach i na plaże już nie wrócimy. Dobrze, że miał w plecaku jakieś "bulwarówki" sportowe. Szliśmy dalej trasą rowerową.
W odróżnieniu od moich górskich EDK tu wyjątkowo odczuwałem, że mam stopy. Pewnie wskutek ciągłych zrywów przed falami i grzęźnięciem w sypkim piasku.
Przed EDK odbyłem 8-dniowe rekolekcje ignacjańskie drugiego tygodnia w ciszy. To bardzo pomogło, kiedy do głowy wciskały mi się obrazy osób nieżyczliwych. Pomagała Ignacjańska zasada Agere Contra - zrób przeciwnie, więc zacząłem modlitwę za te postacie, obrazy. Po chwili modlitwy, myśli, osoby, znikały.
Na perspektywę niekończącej się drogi okupionej coraz większym zmęczeniem, pomocnym było przypomnienie sobie zdarzenie twórcy wspomnianych wyżej ćwiczeń duchowych - rekolekcji, św. Ignacego de Loyola. Kiedy na początku jego drogi nawrócenia szatan go kusił - jak Ty wytrzymasz 60- 70 lat w zakonie?
Była to mocna pokusa rezygnacji, gdyż Ignacy miał wtedy dwadzieścia kilka lat. Wcześniej był rycerzem, prowadził "barwne", życie.
Odpowiedział jednak stanowczo szatanowi - nie ty jesteś panem czasu, życia i śmierci. Pokusa zniknęła.
W miarę zmęczenia, w ciszy, zacząłem modlitwę rosyjskiego pielgrzyma "Jezusie synu Dawida ulituj się nade mną nędznym grzesznikiem"
Tak idąc, powtarzałem tę formułę od 01:00 w nocy do 08:20 rano.
Moc powracała też po każdej modlitwie stacyjnej w kościele. Każdy kościół miał swój zapach, inny wystrój. Około 02:00 w nocy z powodu wspomnianych perypetii dojazdowych i brakiem prowiantu czułem bardzo mocne osłabienie. W sionce kolejnego kościoła czekały "na mnie", dwie bułki z serem ratujące mi życie.
Najdłuższym odcinkiem drogi była prosta przez Hel do kościoła, opuszczałem głowę, aby nie patrzeć na ten niekończący się odcinek.
Godzina 08:20 przywitała nas w kościele Bożego Ciała.
Miłe zaskoczenie. Na ścianie, po lewej stronie zobaczyłem obraz - Jezu Ufam Tobie pędzla Adolfa Hyły. U Jezuitów "Na Górce" w Zakopanem, ten sam Jezus Miłosierny ma w tle góry z Giewontem. Na Helu ten sam Jezus ma za sobą morze, piaszczystą plażę i bór sosnowy. Po wyjściu z kościoła wyszła za nami kobieta, pytając o co chodzi z tym obrazem ? Czemu się tak przyglądaliśmy ?
Obraz ten zamówiły w latach 50- tych, w Krakowie, czcicielki Bożego Miłosierdzia rodem z Lublina, które od czasów przedwojennych zamieszkiwały w Helu. Adolf Hyła pod okiem Jezuity ojca Józefa Andrasza namalował obraz Jezu Ufam Tobie w Łagiewnikach. Obraz ten jest czczony do dziś. Jest najbardziej rozpoznawalnym wizerunkiem Pana Jezusa na świecie.
Adolf Hyla namalował około dwustu kopii, które trafiły do najdalszych rejonów Polski i świata. Do jakiego miejsca miał trafić obraz, autor upiększał go krajobrazem związanym z miejscem przeznaczenia, dlatego helskiemu Jezusowi Miłosiernemu w tle towarzyszy EDK. W najbliższą Niedzielę Bożego Miłosierdzia (28.04.2019) na kanale TV Trwam (można bez problemu przez internet) można obejrzeć nowy film "Ojciec Andrasz - kierownik Sekretarki Bożego Miłosierdzia", przybliżający powyższą tematykę.
Mieliśmy dobry czas na chwilę kontemplacji przed Mszą świętą. Msza święta w sobotni poranek, Komunia, były mistycznymi przeżyciami. Kapłan przewodzący Mszy świętej z rumieńcami na twarzy, po co dopiero przebytej EDK łączył w całość, siebie, Chrystusa i nas. Było ciężko, ze spośród podanych 600 kończących EDK na Mszy o godz. 09:00 nie było chyba więcej niż 20 osób. Podczas Mszy i po niej cały czas dochodziły kolejne grupki osób.
Krótkie nabożeństwo maryjne po Mszy św. dopełniło całości.
Radość moja nie miała końca, zwłaszcza kiedy mój przyjaciel, który wyszedł wcześniej z kościoła, krzyknął - mamy transport !
Dwie uczestniczki EDK z Bełchatowa podrzucili nas do Trójmiasta.
Mimo oznakowania strajku ZNP, szkoła i jej załoga służyła uczestnikom EDK.
Na ich twarzach wypisana była dobroć i radość z możliwości służenia pielgrzymom. Piękna jest ta nasza Polska, piękni ludzie. Dziękuję.
Trzydzieści lat temu bylem w trzyletniej służbie na trałowcach w Helu. Oficerowie polityczni podsycali drwiny z języka kaszubskiego, Kaszubów, jak i innych regionów, aby zdezintegrować tożsamość marynarzy na potrzeby ustroju. Kościół, praktyki religijne były niedostępne. Nawet nie śniłem wtedy, że tak może być na Helu, w Polsce, za trzydzieści lat.
Dziękuję Wszystkim.
Chwała Panu!
Franciszek